Fajnie przyjechać na gotowe
Zacznę od tego, że problem mieszkania w Szwecji w zasadzie dla mnie nie istniał. Przynajmniej nie przez pierwsze dwa lata. A to za sprawą bogatego pakietu relokacyjnego, oferowanego przez moją firmę. Coś, co bardzo się przydaje.
Po przylocie, mieliśmy wraz z narzeczoną, zapewniony apartament tymczasowy i nagrane już mieszkanie, którego zdjęcia widzieliśmy jeszcze będąc w Polsce. Dodam na marginesie, że to pierwsze mieszkanie okazało się być dalekim od ideału. W ładnej okolicy – Djursholm, ale niestety już o nie tak ładnym wnętrzu. Na szczęście jednak – po małych negocjacjach z firmą – zgodzono się na to, żebym mógł je zmienić.
Następne mieszkanie było w Kungsholmen i mogłem wynajmować za pośrednictwem mojej firmy przez maksymalnie dwa lata. Potem należałoby przedłużyć umowę, podpisując ją bezpośrednio z właścicielką, bądź też znaleźć coś nowego.
Naturalnie przy okazji zbliżającego się terminu, warto było się rozejrzeć za potencjalnie lepszymi opcjami. I o tym właśnie będzie.
PS. Oczywiście, gdyby trzeba było, to myślę, że udałoby się do Sztokholmu przyjechać na własną rękę. Tutaj jednak potrzebny byłby co najmniej jakiś nocleg na pierwsze kilka tygodni. Co może nie być najłatwiejsze, kiedy akurat nie mamy żadnego znajomego na miejscu.
Mieszkanie samemu znaleźć trochę trudniej
Teraz kolej na przyjrzenie się sytuacji na rynku mieszkań. Jest ona delikatnie mówiąc niełatwa. Jest to rynek wynajmujących, którzy mogą dowolnie przebierać w chętnych. To znaczy, robiliby tak pewnie, gdyby nie tutejsze zamiłowanie do kolejek – a zatem zwykle odbywa się to zgodnie z zasadą “kto pierwszy, ten lepszy”.
Czyli tak: jest mieszkanie, po godzinie już go nie ma. Znikają tym szybciej, im wyższy jest stosunek jakości do ceny. Te za 15 000 SEK dostępne są przez nieco dłuższy okres czasu – i mam tutaj na myśli kawalerki lub z maksymalnie jednym oddzielnym pokojem. Mieszkania w tej cenie brałem wtedy pod uwagę niechętnie, jako że było to nieco więcej, niż wtedy płaciłem za dotychczasowe lokum.
Gdzie szukać – kolejki
Teraz kolej na to gdzie szukać mieszkania. To znaczy gdzie ja szukałem. Może szukałem nie tam gdzie trzeba ;)
Po pierwsze najprostsza forma: bostad. Stajemy w kolejce. I czekamy. Płacąc około 200 SEK rocznie. Jeżeli nam się uda doczekać, to dostaniemy mieszkanie na wieczysty użytek, nazwijmy to “od miasta”. Płacimy wtedy jedynie czynsz. Strzelam, że wynosić on może do kilku tysięcy koron.
Rozwiązanie to posiada jedną ogromną wadę – może być czasochłonne. Długość oczekiwania – w zależności od dzielnicy – może wynieść 10-20 lat. Nie mam zielonego pojęcia także, jaki jest stan mieszkań otrzymanych w ten sposób. No ale jak użytkowanie jest wieczyste, to i nawet wyremontować można.
Ja nie mam planów długoterminowych, ale w kolejce stoję. Póki co. Oprócz kolejki tej, są także inne, niektóre z nich nieodpłatne. Jak np. www.forvaltaren.se – dotyczy zdaje się Solnej i Sundbybergu. Czasy oczekiwania ponoć relatywnie krótsze.
Jedna strona
Wiem, że są przeróżne strony, które za stosowną opłatą oferują dostęp do ich bazy. Nie korzystałem z takowych, wypowiadać się zatem nie mogę.
Ostatecznie pozostaje – wg mojej wiedzy – jedna strona, na której odbywa się większość transakcji: blocket.se. Znajdziecie tam dużo różnych rzeczy, w tym także mieszkania.
Jedni powiedzieliby, że rynek jest bardzo płynny. Inni – że panuje tam zażarta rywalizacja. Tak sobie przynajmniej wyobrażam, gdyż spośród kilkudziesięciu lub nawet kilkuset wysłanych zapytań, odpowiedzi dostałem zaledwie kilkanaście. Czyżby to był zwykły pech?
Na blockecie można stosować różne strategie szukania. Wstępnie stosowałem najprostszą - odpowiadanie na ogłoszenia, które wydawały mi się interesujące. Czasem dzwoniłem, ale podejrzewam, że tam wygrywali Ci z dobrym refleksem.
Uwaga na oszustów
Zanim przejdę do mieszkań, które widziałem, to wspomnę o tych których obejrzeć mi się nie udało. Co więcej, których właściciele wcale nie planowali pokazywać.
Wyobraźcie sobie zatem sytuację, w której – mając miesiąc wypowiedzenia – jeżeli chcę opuścić mieszkanie wraz z końcem maja, to muszę dać wypowiedzenie do końca kwietnia.
Wyobraźcie sobie następnie jegomościa, który ma obiecujące mieszkanie. To znaczy jeszcze go nie ma, ale ma dostać klucze, powiedzmy 10 maja.
Miałem dwie rozmowy z właśnie takim scenariuszem, gdzie żeby wynająć u nich mieszkanie od początku czerwca, byłbym zmuszony wypowiedzieć aktualne mieszkanie bez oglądania nowego.
Oczywiście oni nie widzieli w tym absolutnie żadnego problemu. Mieli nawet na to remedium. Proponowali podpisanie wstępnego kontraktu i wpłacenie niewielkiego depozytu… oczywiście ciągle bez oglądania mieszkania!
Zapewniali możliwość zobaczenia wszystkich dokumentów i wizualizacji oraz – co niewiarygodne – “przejechanie się obok mieszkania” ;)
Oczywiście stwierdzałem, że ja się na coś takiego nie piszę i żeby się ze mną kontaktowali pod warunkiem, że uda im się wymyślić jakieś rozwiązanie. Oczywiście odzewu nie było.
Co dalej?
To tyle wstępu. W następnym odcinku o tym jak poszło i jak wyglądały wizyty w poszczególnych mieszkaniach.