Minimalizm

Ostatnio słyszę i czytam na okrągło o minimaliźmie. Mimimalizm tu, minimalizm tam. Less is more, mniej tego, mniej tamtego. Paradoksalnie blogów, artykułów i szumu coraz więcej. Czarę zniecierpliwienia przelał jakiś kompletnie beznadziejny, autopromocyjny dokument, który obejrzałem na Netfliksie.

No dobra, muszę przyznać, że nie na okrągło (to apropos czytania i słyszenia). Byłoby tak z całą pewnością, gdybym tylko (o ironio) nie był na - modnej jak się ostatnio dowiedziałem - diecie informacyjnej.

Tak się składa, że chciałbym dodać swoje trzy centy mimochodem. Ale najpierw muszę się rozprawić z ogólnym brakiem ogarnięcia i pomieszaniem na tym polu.

Wszystko w jednym worku

Ano, minimalizacja według średniej z definicji z kilku różnych źródeł to sprowadzanie czegoś do możliwie najmniejszych rozmiarów.

Zgodnie z tym, część minimalistów spędza niewiarygodnie dużo czasu na przegladaniu swoich rzeczy i na licytacji czy powinni liczyć parę butów jako jeden przedmiot czy dwa.

Nie jestem pewien czy to najbardziej efektywne podejście, ale przynajmniej spójne z nazwą i analogicznymi nurtami w innych dziedzinach. Coś jak dobrze znany już w latach 60. minimalizm w literaturze, sztuce i muzyce.

Pozostała część ,,minimalistow’’ głosi jednak, coś po częsci sprzecznego. Twierdząc, że ten co ma 98 rzeczy niekoniecznie lepszym jest od tego, co ma ich 99. Bo trzeba być racjonalnym!

To podejście bardziej przypada mi do gustu. Mniej byłoby jednak nieporozumień, gdybyśmy nie wrzucali tych dwóch kompletnie dla mnie różnych filozofii do jednego worka.

Jakby tego było mało, mam poważne wątpliwości czy chociaż w tym przypadku mamy do czynienia z czymś choć w ułamku nowatorskim. No i dlaczego to takie trendy, że blogów o tym jak grzybów po deszczu?


100 Things vs Project 333

Dla niewtajemniczonych informacja że chodzi o dążenie do posiadania maksymalnie 100 rzeczy, bądź noszenia tylko 33 różnych części garderoby przez 3 miesiące.

Rozumiem i zdecydowanie zgadzam się z tym, że w dzisiejszym nadmiarze wszystkiego, nieskomplikowane do granic możliwości zasady potrafią uprościć życie.

Potrafią one zagwarantować, że jeżeli tylko się do nich zastosujemy, przezwyciężając trudy i znoje, to osiągniemy zadany cel.

Prosty do bólu algorytm, krew i pot wylane, cel osiągnięty. Coś jak zrzucenie zbędnych kilogramów, podczas jedzenia wyłącznie brokułów, szpinaku i czarnej kawy.

Albo poprawa statytyk wypadków drogowych przy pomocy fabrycznego ograniczenia prędkosci samochodów do 30 km/h.

Wiecie już do czego piję? Te ograniczenia, tak jak dziesiątki innych reguł i wyzwań, tak naprawdę nam nie służą. Nie sprzyjają bowiem wykorzystaniu pełni naszego potencjału, kreatywności i umiejetności myślenia.

Wraz z eliminacją problemu, eliminują wiekszość korzyści z daną aktywnoscią związanych.

Jako że algorytmiczne podejście do rozwiązywania życiowych problemów obcym mi nie jest, wiem, że niejednokrotnie potrzeba sprytniejszych i trochę bardziej subtelnych środków.

,,Rational minimalism’’

Kompilując informacje z kilku różnych źródeł, mogę stwierdzić, że zwykle minimalizm jest postrzegany jako

Świadome promowanie wartości w życiu dla nas najważniejszych i jednoczesna eliminacja wszystkiego co nas przed tym powstrzymuje

Jest to definicja dość mętna i podatna na interpretacje. Ale jak już wspomniałem wcześniej, nie chodzi o minimalizację, lecz o pewnego rodzaju wymianę1.

Że możemy być w gruncie rzeczy oszczędni, ale czasem powinniśmy sobie pozwolić na - operując artystyczną nomenklaturą - bogactwo form i środków ekspresji.

Byle tylko świadomie i zgodnie ze swoimi prawdziwymi potrzebami.

Zastanówmy się jednak dlaczego miałoby tak nie być? Czyżbyśmy byli nieracjonalni z natury? A może to efekt dzisiejszych czasów?

Maksymalizm nieracjonalny

Okazuje się że i to, i to. To temat na zupełnie inny artykuł, ale pozwolę sobie wymienić dwa znamienite fakty:

  1. Ewolucja nie zaprogramowała nas na bycie racjonalnymi, tylko na bycie w jak największym stopniu zdolnymi do przekazania swoich genów nastepnym pokoleniom
  2. Żyjemy w realiach coraz bardziej odbiegających od tych, w których ewoluowaliśmy.

I tak - pewne emocje i zachowania, które miały sens w łowiecko-zbierackiej wiosce, nie mają uzasadnienia w dzisiejszych czasach. A mimo to wciąż dajemy się im nieświadomie ponosić.

Dlaczego ten ruch ma sens?

Bo adresuje faktyczny problem. W dzisiejszych czasach jesteśmy zalewani informacjami. Reklamami itp. Media w tym społecznościowe wmawiają nam co mamy lubić, robić, kupować, ogladać.

Biją się o nasza uwagę. Jesteśmy w sposób ciągły rozpraszani przez jeszcze bardziej zapierający dech w piersiach filmik.

Podobnie widzimy znacznie więcej osób, niż tylko naszego sasiada, które kupują coraz bardziej wypasione ciuchy czy też wybierają się na coraz bardziej odległe zakątki świata.

Całe media społecznościowe to nieskończony łańcuch wstępujący tego typu materiałów. Stąd też naturalnie inicjatywy zachęcające nas do ograniczenia wszelkiego rodzaju konsumpcji.

Kiedyś mogliśmy przynajmniej przejrzeć wszystko, dobić do dna i zająć się czymś innym. No albo np. kupić najbardziej opłacalny model i mieć spokój na rok czy dwa. Teraz to niemożliwe.

Coraz częściej odzywa się potrzeba zdecydowanych zmian. Kroku, a może nawet skoku w kierunku powrotu do dawnego spokoju2.


Dlaczego jest tylu wieszczów?

Wielu pragnie rozpocząć tzw. online business. Wielu chce znaleźć swoją niszę. Są wśród nich osoby bardziej lub mniej zorganizowane. Bardziej lub mniej podane na sugestie i kopiowanie innych.

Niektórzy z nich mogliby powiedzieć: ,,Hej, to w sumie to, co ja robię od lat. Inni dopiero teraz na to wpadli. Dopiero teraz zaczęli sobie to uświadamiać.’’ No i nie widzę powodu, żeby nie zaczęli pisać o tym swoim minimalistycznym życiu.

Niestety obserwuję, że z drugiej strony jest w tym temacie sporo naciąganej autokreacji na osoby żyjące w ten sposób. Nakazuje się zatem - zgodny z minimalisycznym stylem - dystans i umiarkowany poziom zaufania do treści sprzedawanej przez minimalistów.

W porządku natomiast, póki ktoś pisze tak, jak naprawdę u niego jest i bez zbytniego nadęcia.

Przyznam, że przeczytalem kilka książek w tym temacie. Wiekszość z nich jednak w celu ćwiczenia angielskiego, który w tego typu literaturze jest dość prosty.

Czy to coś nowego?

Oczywiście, że to nic nowego. I nie jest to wcale na tyle odkrywcze żeby niektórzy guru musieli ewangelizować innych z namaszczeniem i przekonaniem o odkryciu Ameryki.

To jest zwyczajnie powrót do normalności3.

Pewnie jest takie prawo, które mówi, że ludzkość cyklicznie w nieskończoność odkrywa wciąż te same rzeczy i koncepcje na nowo. A jeżeli jeszcze takowego nie ma, to możecie je nazwać moim nazwiskiem.

  1. No i faktem jest, że często chodzi o mniejszą ilość, ale lepszą jakość 

  2. Prawdopodobnie odniesienie do pewnych cech stanu rzeczy sprzed ery konsumpcjonizmu. 

  3. j.w. 

Komentarze